Witajcie nasze ptysie miętowe jak to śpiewało Lao Che ;3
Wybaczcie tą dłuuugą, karygodną przerwę, ale nasza Żul miała fazę na nic nie robienie. To już się więcej nie powtórzy, już mój glan o to zadba ^.^ Rozdział ten dedykujemy Natalii, która obija się w szpitalu oraz Mrocznemu za spaczenie nam mózgów ;3 I chciałybyśmy jeszcze serdecznie podziękować dziewczynom z grupy dla blogerek na fb za takie miłe przyjęcie i w ogóle za przyjęcie nas do tej elitarnej kompanii. Czujemy się zaszczycone :D No dobra, nie będę owijać w bawełnę, bo się pewnie za nami stęskniliście i pragniecie przeczytać co też nam przyszło tym razem do głów. A więc prossszzze! Enjoy! I przypominam o ankiecie, która znajduje się gdzieś po lewej stronie. Kolejne rozdziały piszę ja, więc szykujcie się na masakrę xD Później może wstawimy link do sweet zdjęcia Maciusia, które wysłałyśmy na pewnien fp :*I dziękujemy za te ponad 1150 wejść! Nigdy nawet nie myślałyśmy, że do tego dojdzie ;_____; Przepraszam na moment.... wzruszyłam się ......
~Draconis
Pewna kamienica, gdzieś w Ameryce
godzina 10.30
-------------------------------------------
Ze snu wydobył mnie jakiś miły, mięciutki
dotyk, jakby ktoś łagodnie miział mnie po twarzy piórkiem. Z błogim uśmiechem
na twarzy wyciągąłem się na posłaniu, chcąc rozprostować obolałe kości, jednak nie był to chyba najlepszy
pomysł, gdyż zaraz coś strzyknęło mi w barku i przez ramię przeszedł mi
przeszywający na wskroś ból, na który natychmist zgiąłem się spowrotem wpół,
przyciskając do siebie bolącą kończynę i podkurczając nogi, jednocześnie
natrafiając twarzą na coś miękiego i włochatego, strącając to z rozmachem z
łóżka. Nagle ciszę przerwał jakiś upiorny, rozdzierający powietrze wrzask,
który obudziłby chyba umarłego i założę się, że nawet nie jednego. Zaskoczony,
wzdrygnąłem się, podnosząc się gwałtownie i z całej siły przypierdoliłem w
znajdującą się tuż nad moją głową wiszącą szafkę. "Brawo, kurwa, świetny
początek dnia" - zakląłem w duchu i szczelniej przykryłem się pierzyną.
Mało co jest w stanie o tej porze wyciągnąć mnie z łóżka, a szczególnie po tak
udanej imprezie, jednak ów głos właśnie dołączył do tej jakże zaszczytnej
listy, zajmując tam honorowe miejsce na samym szczycie, a jego właściciel
załatwił sobie natychmiastową taryfę ulgową tanimi liniami, prosto na tamten
świat. Niech ja tylko dorwę tego idiotę, Axl'a, do końca życia sobie zapamięta.
Żeby mi tu w środku nocy tak ryja drzeć, co on sobie myśli? Pierdolony
gwiazdor, prima balerina od siedmiu boleści. Grrr, już ja mu zafunduję takie
atrakcje, że dopiero sobie pokrzyczy, jebany kurdupel. Jeżeli to ma być nasz
nowy hit, to chyba szczerze podziękuję... Wstałem niechętnie, rozprostowując
moje kościste, pomarszczone łydki. Zaraz... KOŚCISTE POMARSZCZONE ŁYDKI?
Chwilunia, coś tu nie gra... Spojrzałem po sobie, jednak zamiast mego tak
dobrze mi znanego, gładkiego, umieśnionego ciała, ujrzałem jedynie tony fałd
suchej, pomarszczonej skóry. Nieco zdezorientowany zacząłem nerwowo analizować
sytuację. Opcja potencjalnych halucynacji odpadała, owszem, ostro sobie
zaszalałem poprzedniej nocy, wraz z resztą zespołu, jednak z całą pewnością nie
wziąłem aż tyle, aby mogło mi się rzucić na kolejny dzień, najwyżej mogło mi
się przyśnić coś ładnego, chociaż możliwość, iż wszystko to dzieje się na
prawdę, również wydawała się być jeszcze bardziej absurdalna. Z zamyślenia
wyrwało mnie kolejne, nagłe, dziwne uczucie, jakby silny ucisk na brzuchu, po
którym nastąpił szereg mniejszych, przebiegających szybko w górę mojego ciała. Zerknąłem ostrożnie w tamtą stronę w celu zidentyfikowania źródła owego nacisku i to co
zobaczyłem, było doprawdy ostatnią rzeczą, jakiej mógłbym się spodziewać. Tak
nawiasem mówiąc, najpierw zdziwił mnie fakt, że z ogóle coś widzę, ponieważ
zwykle cały świat przysłania mi moja wielce imponująca czupryna gęstych,
czarnych loków, jednak dziwne, nieznane mi otoczenie, w którym jakimś cudem
dane było mi się obudzić, chwilowo skupiło na sobie całą moją uwagę.
Rozejrzałem się ze zgrozą. Pokój w jakim się znajdowałem, należał do
najstaszliwszych pomieszczeń, jakie kiedykolwiek przyszło mi oglądać. Meble
wyglądały jak wyciągnięte z jakiegoś pseudośrednoiwiecza, czy innego
oświecenia, przepełnione wzorkami i wymyślnymi ornamentami, obite błyszczącym,
kwiatowym materiałem. Upiorne ściany obklejone były obleśnie różową tapetą w
różyczki, a tu i ówdzie przyozdobione były jakimś kiczowatym portretem, z
którego szczerzył zęby w sztucznym uśmiechu jakiś tłusty, rudy dzieciak,
patrząc na mnie nieco psychopatycznie. Wszędzie gdzie nie spojrzeć, w oczy
rzucały się nieposkromione warstwy wszelkiego rodzaju falbanek, koronek i
reszty tego całego, cukierkowego ścierwa. Ja sam, nie wiedzieć czemu, miałem na
sobie aksamitny, wzorzysty szlafroczek, którego ściągnięcie skutecznie
uniemożliwiała mi przyczyna tajemniczego ucisku. Otóż, tuż przede mną, na mojej
klatce piersiowej, leżał sobie bezwstydnie ogromny, biało-brązowy, nad wyraz
futrzasty, długowłosy kot, wgapiając się we mnie z wyrzutem swymi ciemnymi
oczami o odcieniu zgniłego banana. Stał tak przez chwilę, po czym otworzył swój
paskudny, spłaszczony pyszczek, a z jego gardła wydostał się ów potworny,
wibrujący w uszach dźwięk, na który przeszedł mnie lodowaty dreszcz, po czym,
nie przerywając, przeciągnął się leniwie, jak gdyby nigdy nic, wbijając mi
bezlitośnie swoje ostre niczym szpile pazurki w moje ciało, a następnie
ostentacyjnie odwrócił się do mnie tyłem i dumnie machając mi przed nosem
kitowatym ogonem, zeskoczył na podłogę i pognał w stronę drzwi, jednak na jego
miejsce natychmiast wskoczył następny, zupełnie inny od swojego poprzednika, o
czarnej, aksamitnej sierści i okrągłych zielonych slepiach. A potem następny, o
pięknym, falowanym, karmelowym owłosieniu i dumnej postawie. A po nim jeszcze
następny, bardziej chudy i wyłysiały, a potem inny, i jeszcze kolejny, a za nim
nastepny, i kolejny, i jeszcze jeden, całkiem malutki, nie potrafiąc wskoczyć
bezpośrednio na łóżko, uczepił się pazurkami zwisającego kawałka kołdry,
wdrapując się sprawnie po kołyszącym się skrawku materiału, i zadowolony
sadowiąc się wygodnie koło mnie. Podrapałem tego czarnego za uchem, głaszcząc
jednocześnie delikatnie małego zdobywcę, który całkiem się rozłożył, ukazując
mi swój brzuszek i domagając się więcej pieszczot. Zaskoczony i zaciekawiony skąd się tu wzięły
owe stworzenia, jeszcze raz ogarnąłem wszystko spojrzeniem i dopiero teraz
dostrzegłem, że nie były to jedyne koty w całym pomieszczeniu. W tym właśnie
momencie z wszelkich kątów i zakamarków zaczęły wypełzać CAŁE TABUNY
KOTÓW, w jednej chwili opanowując cały
pokoik. Kreatury różnorakiej maści, sierści i koloru, duże, małe, włochate lub
odwrotnie - całkiem wyłysiałe, wylazły ze swoich kryjówek i patrzyły
wyczekująco, świdrując mnie swoimi małymi, swiecącymi oczkami. Wyciągnąłem do
nich rękę, w przyjaznym geście, pozwalając się obwąchać, aby mogły się swoić z moim
zapachem, i szepnąłem zachęcająco: "kici,kicikicikicikici...", na co
odpowiedziało mi ciche miałknięcie, pełne zainteresowania, po którym nastąpił
natychmiastowy szturm na moje posłanie, a po chwili również na mnie we własnej
osobie. Położyłem się bezwładnie, pozwalając stadu otoczyć mnie ze wszystkich
możliwych stron, tak, że ledwo mogłem oddychać, a potem... Zaczęło się. Koty
łaziły po mnie, stąpając delikatnie małymi łapkami, ocierając się i wtulając w
moje ciało, a ja nie pozostawałem im dłużny. Głaskaniu, drapaniu i innym
pieszczotom nie było końca. Sprawiało mi to wielką radość, i natychmiast
poczułem się niesmowicie odprężony i zrelaksowany. Mało kto wie, że zaraz po
wężach, koty to moje drugie ukochane zwierzęta. Jakoś nigdy nie było okazji, by
pochwalić się moją dość wsydliwą
słabością do owych rozkosznych sierściuchów, jednak teraz nikt nie mógł mnie
zobaczyć, więc nie musiałem się przed niczym krępować. Ooooo taaaak... tego
było mi trzeba, od dawna nie czułem się tak spełniony i dowartościowany Jednak
wszystko co dobre, niestety musi się kiedyś skończyć, toteż po jakimś czasie
koty powoli zaczęły ustępować, rozchodzić się, zajmując z powrotem podłogę i
wszelkie umeblowanie, a ja czułem jak wypełnia mnie ekstaza. Leżałem tak
jeszcze przez chwilę, ciesząc się minioną chwilą, po czym rozmażony
poddźwignąłem się do pozycji siedzącej i uświadomiłem sobie, że od rana nic
jeszcze nie miałem w ustach. Koty
widocznie również zgłodniały, gdyż łaziły teraz niespokojnie, miałcząc z
lekką nutką upomnienia w głosie.
- "Macie rację, po tak udanym poranku
trzeba by coś przekąsić" – mruknąłem do swoich towarzyszy i ostrożnie
zdejmując z siebie oblegające mnie koty i podniosłem się na nogi, rozmasowując
sobie świerzo nabitego guza, wstałem i udałem się na poszukiwanie lodówki, by
dać tym słodziakom coś do jedzenia, oraz samemu się posilić, jednak nie
znalazłem nic nadającego się do skonsumowania, a tym bardziej czegoś
mocniejszego dla odświerzenia pamięci, chodź wbrew pozorom wybredny nie byłem.
Kociego żarcia również ani widu, ani słychu. Zaniepokojony owym faktem,
zgarnąłem z puszki po kawie jakieś drobniaki i postanowiłem wybrać się na małą
wycieczkę do sklepu. Szybko narzuciłem na siebie sztywny, filcowy płaszczyk, na
głowę wkładając znaleziony na wieszaku wysoki kapelusz, który co prawda w
niczym nie dorównywał mojemu majestatycznemu cylindrowi, jednak z braku
alternatywy postanowiłem wykorzystać go jako tymczasowy substytut. Czule
pożegnałem się z moimi nowymi przyjaciółmi i pełen entuzjazmu wyszedłem na ulicę,
gdzie od razu udeżył mnie ostry smród spalin, a moje nieprzyzwyczajone do
słońca oczy oślepiło jasne, ranne słońce, i ropocząłem poszukiwania miejsca,
gdzie mógłbym dokonać niezbędnych zakupów,. Nie zdążyłem jednak nawet porządnie
się zgubić, gdy moim oczom ukazał się niewielki, zapyziały warzywniak, a wielki
napis na drzwiach głosił: PROMOCJA! Tylko dziś, kocia karma 25 % taniej!*
(*przy zakupie przynajmniej 15 opakowań) To dopiero szczęśiwy dzień! Dziarskim
krokiem wkroczyłem do sklepu, witając dość znudzoną kasierkę prominnym
uśmiechem, wywołując u niej niemałe zaskoczenie.
~Żul
Bądźcie łaskawi i skrobnijcie komentarzyk pod naszymi wypocinami :3