środa, 6 marca 2013

4.


Witajcie nasze ptysie miętowe jak to śpiewało Lao Che ;3
Wybaczcie tą dłuuugą, karygodną przerwę, ale nasza Żul miała fazę na nic nie robienie. To już się więcej nie powtórzy, już mój glan o to zadba ^.^ Rozdział ten dedykujemy Natalii, która obija się w szpitalu oraz Mrocznemu za spaczenie nam mózgów ;3 I chciałybyśmy jeszcze serdecznie podziękować dziewczynom z grupy dla blogerek na fb za takie miłe przyjęcie i w ogóle za przyjęcie nas do tej elitarnej kompanii. Czujemy się zaszczycone :D No dobra, nie będę owijać w bawełnę, bo się pewnie za nami stęskniliście i pragniecie przeczytać co też nam przyszło tym razem do głów. A więc prossszzze! Enjoy! I przypominam o ankiecie, która znajduje się gdzieś po lewej stronie. Kolejne rozdziały piszę ja, więc szykujcie się na masakrę xD Później może wstawimy link do sweet zdjęcia Maciusia, które wysłałyśmy na pewnien fp :*I dziękujemy za te ponad 1150 wejść! Nigdy nawet nie myślałyśmy, że do tego dojdzie ;_____; Przepraszam na moment.... wzruszyłam się ......
~Draconis


Pewna kamienica, gdzieś w Ameryce
godzina 10.30
-------------------------------------------


Ze snu wydobył mnie jakiś miły, mięciutki dotyk, jakby ktoś łagodnie miział mnie po twarzy piórkiem. Z błogim uśmiechem na twarzy wyciągąłem się na posłaniu, chcąc rozprostować obolałe  kości, jednak nie był to chyba najlepszy pomysł, gdyż zaraz coś strzyknęło mi w barku i przez ramię przeszedł mi przeszywający na wskroś ból, na który natychmist zgiąłem się spowrotem wpół, przyciskając do siebie bolącą kończynę i podkurczając nogi, jednocześnie natrafiając twarzą na coś miękiego i włochatego, strącając to z rozmachem z łóżka. Nagle ciszę przerwał jakiś upiorny, rozdzierający powietrze wrzask, który obudziłby chyba umarłego i założę się, że nawet nie jednego. Zaskoczony, wzdrygnąłem się, podnosząc się gwałtownie i z całej siły przypierdoliłem w znajdującą się tuż nad moją głową wiszącą szafkę. "Brawo, kurwa, świetny początek dnia" - zakląłem w duchu i szczelniej przykryłem się pierzyną. Mało co jest w stanie o tej porze wyciągnąć mnie z łóżka, a szczególnie po tak udanej imprezie, jednak ów głos właśnie dołączył do tej jakże zaszczytnej listy, zajmując tam honorowe miejsce na samym szczycie, a jego właściciel załatwił sobie natychmiastową taryfę ulgową tanimi liniami, prosto na tamten świat. Niech ja tylko dorwę tego idiotę, Axl'a, do końca życia sobie zapamięta. Żeby mi tu w środku nocy tak ryja drzeć, co on sobie myśli? Pierdolony gwiazdor, prima balerina od siedmiu boleści. Grrr, już ja mu zafunduję takie atrakcje, że dopiero sobie pokrzyczy, jebany kurdupel. Jeżeli to ma być nasz nowy hit, to chyba szczerze podziękuję... Wstałem niechętnie, rozprostowując moje kościste, pomarszczone łydki. Zaraz... KOŚCISTE POMARSZCZONE ŁYDKI? Chwilunia, coś tu nie gra... Spojrzałem po sobie, jednak zamiast mego tak dobrze mi znanego, gładkiego, umieśnionego ciała, ujrzałem jedynie tony fałd suchej, pomarszczonej skóry. Nieco zdezorientowany zacząłem nerwowo analizować sytuację. Opcja potencjalnych halucynacji odpadała, owszem, ostro sobie zaszalałem poprzedniej nocy, wraz z resztą zespołu, jednak z całą pewnością nie wziąłem aż tyle, aby mogło mi się rzucić na kolejny dzień, najwyżej mogło mi się przyśnić coś ładnego, chociaż możliwość, iż wszystko to dzieje się na prawdę, również wydawała się być jeszcze bardziej absurdalna. Z zamyślenia wyrwało mnie kolejne, nagłe, dziwne uczucie, jakby silny ucisk na brzuchu, po którym nastąpił szereg mniejszych, przebiegających szybko w górę mojego ciała. Zerknąłem ostrożnie w tamtą stronę w celu zidentyfikowania źródła owego nacisku i to co zobaczyłem, było doprawdy ostatnią rzeczą, jakiej mógłbym się spodziewać. Tak nawiasem mówiąc, najpierw zdziwił mnie fakt, że z ogóle coś widzę, ponieważ zwykle cały świat przysłania mi moja wielce imponująca czupryna gęstych, czarnych loków, jednak dziwne, nieznane mi otoczenie, w którym jakimś cudem dane było mi się obudzić, chwilowo skupiło na sobie całą moją uwagę. Rozejrzałem się ze zgrozą. Pokój w jakim się znajdowałem, należał do najstaszliwszych pomieszczeń, jakie kiedykolwiek przyszło mi oglądać. Meble wyglądały jak wyciągnięte z jakiegoś pseudośrednoiwiecza, czy innego oświecenia, przepełnione wzorkami i wymyślnymi ornamentami, obite błyszczącym, kwiatowym materiałem. Upiorne ściany obklejone były obleśnie różową tapetą w różyczki, a tu i ówdzie przyozdobione były jakimś kiczowatym portretem, z którego szczerzył zęby w sztucznym uśmiechu jakiś tłusty, rudy dzieciak, patrząc na mnie nieco psychopatycznie. Wszędzie gdzie nie spojrzeć, w oczy rzucały się nieposkromione warstwy wszelkiego rodzaju falbanek, koronek i reszty tego całego, cukierkowego ścierwa. Ja sam, nie wiedzieć czemu, miałem na sobie aksamitny, wzorzysty szlafroczek, którego ściągnięcie skutecznie uniemożliwiała mi przyczyna tajemniczego ucisku. Otóż, tuż przede mną, na mojej klatce piersiowej, leżał sobie bezwstydnie ogromny, biało-brązowy, nad wyraz futrzasty, długowłosy kot, wgapiając się we mnie z wyrzutem swymi ciemnymi oczami o odcieniu zgniłego banana. Stał tak przez chwilę, po czym otworzył swój paskudny, spłaszczony pyszczek, a z jego gardła wydostał się ów potworny, wibrujący w uszach dźwięk, na który przeszedł mnie lodowaty dreszcz, po czym, nie przerywając, przeciągnął się leniwie, jak gdyby nigdy nic, wbijając mi bezlitośnie swoje ostre niczym szpile pazurki w moje ciało, a następnie ostentacyjnie odwrócił się do mnie tyłem i dumnie machając mi przed nosem kitowatym ogonem, zeskoczył na podłogę i pognał w stronę drzwi, jednak na jego miejsce natychmiast wskoczył następny, zupełnie inny od swojego poprzednika, o czarnej, aksamitnej sierści i okrągłych zielonych slepiach. A potem następny, o pięknym, falowanym, karmelowym owłosieniu i dumnej postawie. A po nim jeszcze następny, bardziej chudy i wyłysiały, a potem inny, i jeszcze kolejny, a za nim nastepny, i kolejny, i jeszcze jeden, całkiem malutki, nie potrafiąc wskoczyć bezpośrednio na łóżko, uczepił się pazurkami zwisającego kawałka kołdry, wdrapując się sprawnie po kołyszącym się skrawku materiału, i zadowolony sadowiąc się wygodnie koło mnie. Podrapałem tego czarnego za uchem, głaszcząc jednocześnie delikatnie małego zdobywcę, który całkiem się rozłożył, ukazując mi swój brzuszek i domagając się więcej pieszczot.  Zaskoczony i zaciekawiony skąd się tu wzięły owe stworzenia, jeszcze raz ogarnąłem wszystko spojrzeniem i dopiero teraz dostrzegłem, że nie były to jedyne koty w całym pomieszczeniu. W tym właśnie momencie z wszelkich kątów i zakamarków zaczęły wypełzać CAŁE TABUNY KOTÓW,  w jednej chwili opanowując cały pokoik. Kreatury różnorakiej maści, sierści i koloru, duże, małe, włochate lub odwrotnie - całkiem wyłysiałe, wylazły ze swoich kryjówek i patrzyły wyczekująco, świdrując mnie swoimi małymi, swiecącymi oczkami. Wyciągnąłem do nich rękę, w przyjaznym geście, pozwalając się obwąchać, aby mogły się swoić z moim zapachem, i szepnąłem zachęcająco: "kici,kicikicikicikici...", na co odpowiedziało mi ciche miałknięcie, pełne zainteresowania, po którym nastąpił natychmiastowy szturm na moje posłanie, a po chwili również na mnie we własnej osobie. Położyłem się bezwładnie, pozwalając stadu otoczyć mnie ze wszystkich możliwych stron, tak, że ledwo mogłem oddychać, a potem... Zaczęło się. Koty łaziły po mnie, stąpając delikatnie małymi łapkami, ocierając się i wtulając w moje ciało, a ja nie pozostawałem im dłużny. Głaskaniu, drapaniu i innym pieszczotom nie było końca. Sprawiało mi to wielką radość, i natychmiast poczułem się niesmowicie odprężony i zrelaksowany. Mało kto wie, że zaraz po wężach, koty to moje drugie ukochane zwierzęta. Jakoś nigdy nie było okazji, by pochwalić się  moją dość wsydliwą słabością do owych rozkosznych sierściuchów, jednak teraz nikt nie mógł mnie zobaczyć, więc nie musiałem się przed niczym krępować. Ooooo taaaak... tego było mi trzeba, od dawna nie czułem się tak spełniony i dowartościowany Jednak wszystko co dobre, niestety musi się kiedyś skończyć, toteż po jakimś czasie koty powoli zaczęły ustępować, rozchodzić się, zajmując  z powrotem podłogę i wszelkie umeblowanie, a ja czułem jak wypełnia mnie ekstaza. Leżałem tak jeszcze przez chwilę, ciesząc się minioną chwilą, po czym rozmażony poddźwignąłem się do pozycji siedzącej i uświadomiłem sobie, że od rana nic jeszcze nie miałem w ustach. Koty  widocznie również zgłodniały, gdyż łaziły teraz niespokojnie, miałcząc z lekką nutką upomnienia w głosie.
- "Macie rację, po tak udanym poranku trzeba by coś przekąsić" – mruknąłem do swoich towarzyszy i ostrożnie zdejmując z siebie oblegające mnie koty i podniosłem się na nogi, rozmasowując sobie świerzo nabitego guza, wstałem i udałem się na poszukiwanie lodówki, by dać tym słodziakom coś do jedzenia, oraz samemu się posilić, jednak nie znalazłem nic nadającego się do skonsumowania, a tym bardziej czegoś mocniejszego dla odświerzenia pamięci, chodź wbrew pozorom wybredny nie byłem. Kociego żarcia również ani widu, ani słychu. Zaniepokojony owym faktem, zgarnąłem z puszki po kawie jakieś drobniaki i postanowiłem wybrać się na małą wycieczkę do sklepu. Szybko narzuciłem na siebie sztywny, filcowy płaszczyk, na głowę wkładając znaleziony na wieszaku wysoki kapelusz, który co prawda w niczym nie dorównywał mojemu majestatycznemu cylindrowi, jednak z braku alternatywy postanowiłem wykorzystać go jako tymczasowy substytut. Czule pożegnałem się z moimi nowymi przyjaciółmi i pełen entuzjazmu wyszedłem na ulicę, gdzie od razu udeżył mnie ostry smród spalin, a moje nieprzyzwyczajone do słońca oczy oślepiło jasne, ranne słońce, i ropocząłem poszukiwania miejsca, gdzie mógłbym dokonać niezbędnych zakupów,. Nie zdążyłem jednak nawet porządnie się zgubić, gdy moim oczom ukazał się niewielki, zapyziały warzywniak, a wielki napis na drzwiach głosił: PROMOCJA! Tylko dziś, kocia karma 25 % taniej!* (*przy zakupie przynajmniej 15 opakowań) To dopiero szczęśiwy dzień! Dziarskim krokiem wkroczyłem do sklepu, witając dość znudzoną kasierkę prominnym uśmiechem, wywołując u niej niemałe zaskoczenie.
 ~Żul 

 Bądźcie łaskawi i skrobnijcie komentarzyk pod naszymi wypocinami :3