środa, 20 marca 2013

5.

No siema tu znowu my. Już nie będziemy niczego obiecywać, bo to i tak nic nie daje. Zrozumcie tylko, że byłyśmy w sobotę na koncercie The Darkness w Palladium, który był tak zaebisty, że ojeju i po prostu do tej pory się nie ocknęłyśmy. Co tu dużo gadać. Macie tu kolejny chłam, ale skoro to lubiecie. Napisany wspólnie przeze mnie i Żula. Have a good time ^^
~ Draconis

Najgorętszy stan w USA
godz. 15. 15
-----------------------------------

Obcasy miarowo stukały po bruku. Blond włosy delikatnie unosiły się na wietrze, przyjemnie smyrając swego właściciela po twarzy. W powietrzu unosił się silny zapach przetrawionego alkoholu, potu, chińskich papierosów i tanich kwiatowo-owocowych perfum. Pośladki opięte przez ciasną jeansową spódniczkę mini kołysały się miarowo niczym dwa statki dryfujące po morzu pożądania. Zewsząd słychać było gwizdy i niewybredne komentarze. Zgrabne palce z paznokciami koloru mdłego błękitu kurczowo zaciskały się na szyjce butelki, która co jakiś czas podnosiła się do góry, a jej zawartość znikała w karminowych ustach. Oczy mocno pociągnięte czarną kredka co rusz rozglądały się dookoła jakby czegoś wypatrując. Wtem powietrze przecięły pierwsze takty nowego hitu Poison – Talk Dirty to me. Rozległ się kobiecy głos, a zaraz potem sygnał przerwanego połączenia. Stukot wezbrał na sile,a po chwili ustał niespodziewanie. Trzasnęły drzwi. Tylko delikatny już zapach pachnidła przypominał o do niedawnej obecności pewnej tajemniczej postaci.
************************

Wszedłem do obskurnego, ciemnego korytarza i skierowałam swoje kroki w kieruku z którego dochodziła jedyna łuna światła oświetlająca pomieszczenie. Moje wysokie obcasy zapadały się w śmierdzącej wykładzinie. Między nogami przebiegł mi wielka, spasiona świnka morska zostawiająca za sobą strużkę śliny, przyprawiając mnie o palpitację serca. Wzdrygnąłem się i jebnąłem butem w drzwi wrzeszcząc „Ręka, noga, mózg na ścianie mam ochotę na ruchanie!” Właściwie nie wiem, dlaczego wybrałem właśnie takie słowa, jednak coś w głębi duszy mówiło mi, że dokładnie tak powinienem postąpić. Zachichotałem pod nosem ciesząc się, że wreszcie spełniłem swoje marzenie i zostałem zawodowym Frankiem Kimono, brakowało mi tylko tego, no.. no kimono. A co tam, prawdziwy artysta musi cierpieć. Szuszu z buszu i te sprawy.... Moim oczom i mojemu bananowi ukazał się totalnie zdemolowany gabinet z biurkiem pośrodku i skórzanym fotelem zwróconym tyłem do drzwi. Czas czynić swoją powinność. Podciągnąłem spódnicę, poprawiłem stanik i dumnym krokiem przemierzyłem pomieszczenie by usadzić swój majestatyczny zadek na owym meblu. Wyciągnąłem nogi przy okazji strącając jakieś papiery i kubeczek z Hello Kitty wypełniony prawdopodobnie ciekłą melasą. Oparłem prawą dłoń na skraju blatu, a drugą przejechałem po moich długich, blond lokach.
-No czeeeeeeść – przywitałem się najbardziej ponętnym głosem jaki potrafiłem z siebie wydobyć i zatrzepotałem uroczo posklejanymi od nadmiaru tuszu rzęsami. Oparcie powolutku odwróciło się w moją stronę dokładnie wtedy gdy badałem małym palcem stan swojego uzębienia. Moje oczy koloru spleśniałego korniszona rozszerzyły się, bowiem widok jaki się im ukazał z pewnością nie był tym którego oczekiwałem. Otóż obiektem moich wdzięków okazała się młoda, może trochę zbyt wysoka jak na mój gust, ale jednak stuprocentowa kobieta, (i to nawet niczego sobie, jeśli wolno mi stwierdzić) choć napis na wizytówce uparcie twierdził: William Dobosh. Co do zgrzybiałego kabaczka? Czyżbym znowu przesadził z tymi różowymi tableteczkami na antykoncepcję? Z wrażenia aż wywindowało mnie na podłogę. No i tyle z mojej kariery mistrza kung-fu, teraz ewentualnie mogę zostać tylko pandą, i to całą upapraną w tej jebanej melasie. Ja rozumiem, bogate źródło żelaza niehemowego i tak dalej, ale czy to świństwo musi się tak lepić? Przecież ja nie umiem nawet obsługiwać pralki, zresztą musiałbym najpierw jakąś mieć, przecież nie będę tego zlizywać. Chociaż z drugiej strony... Zajęty wydłubywaniem sobie lepkiej substancji z włosów oraz zza paznokci, zupełnie zapomniałem o tajemniczej William, która bynajmniej nie przejawiała żadnych cech wskazujących na płeć, którą sugerowało by imię, a która przyglądała mi się teraz zza wysokiego blatu biurka z lekkim zażenowaniem.
-Tak, tak, moja droga Betty, tu mamcia. Dawno się nie widziałyśmy – usłyszałem tylko i już zastawiałem się, jak by tu się zgrabnie wytłumaczyć, jednak nagle poczułem jakiś dziwny, drażniący zapach. Naraz zaczęło mi się kręcić w głowie i jakby zebrało mi się na mdłości, a na dodatek wszystkie kończyny z niewiadomego powodu odmówiły mi posłuszeństwa.
-To oooo too chłooodzi z tą mielaską, tiaaaak? - zamruczałem tylko dziwnie uśmiechniety pod nosem i powoli osunąłem się w ciemność.
------------------------
Walnijcie komenty, a my walniemy banany na mordeczkach :D
~ Draconis i Żul