środa, 27 lutego 2013

3.



Ave kwiatuszki ;3 
Dzisiaj, jako, że jest Międzynarodowy Dzień Adorowania Doboszunia wstawiamy nowy rozdział. Muszę się wam pochwalić, że dzisiaj mam wyjątkowo zajebisty humor, a wpłynął na to m.in BOB i jego lamy xD Tak, okazało się, że istnieje facet jeszcze bardziej popierdolony ode mnie ;P Ach, właśnie czas na życzenia! A więc, drogi Michaelu w tym szczególnym dniu życzymy ci wszyscy międzynarodowej kariery. Jakbyście nie wiedziały, to Doboszunio to pewnien glam metal z koło Zakopanego, którego znalazłyśmy w internetach. Wracając do rozdziału. Napisała go Żul, a dedykujemy go RocketQueen, jako, że jest naszą wierną fanką i Mani, która jest naszą psychofanką xD Na kolejny bd musieli poczekać, bo bd dziełem Żula, a ona jednak wolno pisze. A więc bawcie się dobrze! Ach i jeszcze edycja do rozdziału 2! W śnie Duff'a, w tle leciało JEFFERSON STARSHIP - WE BUILT THIS CITY. Taka tam schizowa atmosfera xD To ważne!

~Draconis


Arizona
pewien klasztor na wzgórzu
godzina 10.30
-------------------------------------
Obudził mnie dziwny, dudniący w uszach hałas. Brzmiało to, mniej więcej, jakby ktoś powyciągał z szafek wszystkie gary i patelnie, i nakurwiał w nie bezlitośnie z całej siły, niczym w jakiś prowizoryczny zestaw perkusujny. Przeklinając w myślach Stevena, którego obarczyłem winą za całe to zamieszanie, przewróciłem się na drugi bok. Co to za zwyczaje, żeby porządnego człowieka budzić w środku nocy?! Chcąc zagłuszyć irytujący dzwięk, zacząłem po omacku szukać poduszki, po czym zdałem sobie sprawę, że w okół mnie nie ma praktycznie żadnej pościeli, a ja sam nie leżę nawet na łóżku, a jedynie na czymś w rodzaju... siennika(?!), przykryty strzępem jakiejś obdartej szmaty, która kiedyś, w zamierzchłych czasach, była chyba kocem. Ubranie które miałem na sobie również z pewnością nie należało do mnie. Prosta, sztywna, lniana nocna koszula drapała i kłuła przy każdym ruchu, w dodatku w pasie przewiązana była ciasno jakimś sznurkiem. Nieco zdezorientowany podźwignąłem się na łokciach i uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem niewyspany i obolały. Na domiar wszystkiego po wczorajszej imprezie ostry ból dosłownie rozsadzał mi czaszkę. Wiedząc, że i tak nie uda mi się spowrotem zasnąć, leniwie rozejrzałem się po pokoju, szukając wzrokiem jakiegokolwiek płynu, którym można by ugasić męczące mnie pragnienie. Zaraz, zaraz... coś mi tu nie pasowało. Dopiero teraz dostrzegłem, jak dziwne było pomieszczenie, w którym się znajdowałem, i z pewnością nie był to mój przytulny pokoik w Hellhouse. Jako stały bywalec wszelkiego rodzaju imprez, jestem już niejako przyzwyczajony do budzenia się w naprawdę różnych, mniej, bądź bardziej znanych mi miejscach, jednak to nie przypominało żadnego z nich, a na dodatek, przynajmniej na razie nie dawało żadnego powodu, dla którego miałbym w ogóle się w nim znaleźć. Gdzieś z tyłu głowy majaczyło mi mgliste wspomnienie poprzedniego wieczoru, kiedy to jak zwykle całą bandą zwaliliśmy się do Whisky A Go Go. Ostatnie, co zapamiętałem, to jak wychodziłem cały zadowolony do kibla, zabawić się tam z jedną z tych wiecznie napalonych na mnie, emanujących seksem lasek, jednak co było dalej? Za cholerę nie byłem w stanie sobie przypomnieć, co również wprawiało mnie w zasmucenie... Czy to możliwe, bym znajdował się teraz u niej w domu?! Miejsce przypominało raczej jakąś dziwną, średniowieczną celę, niż typową lokację Groupie, a nawiasem mówiąc, w ogóle nie wyglądało, aby ktokolwiek z mojego otoczenia mógłby tu mieszkać, co już dawało nieco do myślenia. Wzdrygnąłem się. Pomieszczenie skąpane było w półmroku, a jedynym źródłem światła było niewielkie, wysoko umieszczone zakratowane okienko, przez które oszczędnie wpadały ranne promienie słońca. Grube, masywne mury, oraz zimna, kamienna posadzka przywodziły na myśl lochy. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach stęchlizny i jakby pleśni, oraz jakaś dziwna, gryząca nozdrza woń, której nie byłem w stanie zidentyfikować. Z sufitu kapała woda. Pokój, a raczej, nazwijmy to po imieniu - CELA, umeblowana była, łagodnie mówiąc, dość skromnie, bowiem poza prowizorycznym posłaniem, na któym obecnie leżałem, rozmasowując sobie obolałe kości, znajdował się w nim tylko prosty, drewniany regał, na którym ułożone były jakieś grube, zakurzone książki. Nad drzwiami wisiał krzyż, a obok, na ścianie znajdwał się wielki obraz przedstawiający jakąś scenę biblijną. Bosko, nie dość, że miłośniczka zimnych, ciasnych, wilgotnych przestrzeni, to jeszcze fanatyczka religijna. Brakowało tylko, żeby była azjatką. Dreszcz przeszedł mnie na samą myśl o tym, i sam nie wiedziałem już, co mogło by być gorsze. Dopiero teraz, gdy jako tako doprowadziłem się do porządku, zaczynało do mnie powoli docierać, że jakkolwiek się tu znalazłem, bynajmniej nie powinno mnie tu być. Wolałem nie zastanawiać się nawet, jak prezentuje się reszta rezydencji, a tym bardziej kim są jej właściciele. Postanowiłem więc jak najszybciej obczaić, którędy do wyjścia (no, najwyżej może jeszcze zwędzić coś z lodówki) i ulotnić się. Jeszcze raz spróbowałem wrócić pamięcią do poprzedniej nocy, jednak ponownie nie przyniosło to żadnych większych rezultatów, poza tym, że jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa. Zakląłem cicho, acz wyjątkowo nieprzyzwoicie, i obiecałem sobie w duchu następnym razem nie mieszać żadnych prochów z alkoholem, oraz spuścić porządny wpierdol temu, kto poczęstował mnie całym tym świństwem, którego nazwy też jakoś nie mógłem sobie teraz przypomnieć. Ponieważ nieznośny hałas nie ustawał, a chyba wręcz nasilił się, postanowiłem wstać, co ku mojemu zdziwieniu, wymagało ode mnie dużo więcej wysilku, niż się spodziewałem. Wręcz resztkami sił podniosłem się na nogi, a każdy mój ruch był straszliwie ociężały, powolny, jakby wykonywany z parosekundowym opóźnieniem. Na dodatek strasznie bolały mnie plecy, i coś jakby łupało mnie w krzyżu. I kiedy do chuja ja tak straszliwie przytyłem? Ledwo dowlokłwszy się do drzwi, spróbowałem je otworzyć, te jednak były zamknięte. Cała ta sytuacja zaczynała mnie już powoli, lekko mówiąc, wkurwiać. Nagle za plecami usłyszałem coś jakby stłumione popiskiwanie. Co do kurwy nędzy? Odwróciłem się ostrożnie i stanąłem jak wryty. Ooo nie, tylko nie to... SZCZURY?! No nie, tylko tego brakowało! Od razu zaczęły wychodzić na wierzch wszystkie moje głęboko skrywane fobie, związane z wszelkiego rodzaju gryzoniami, których szczerze nienawidziłem z całego serca, od pewnego niezbyt przyjemnego, acz niestety dosyć bliskiego incydentu z pewną wiewiórką, która... z resztą, wolałem sobie tego nawet nie przypominać. Nie myśląc za wiele zacząłem walić ile się da, a raczej na tyle, na ile pozwalały mi siły, które jakoś ostatnio mnie opuściły, w masywne drzwi, które jednak okazały się nieustępliwe. Zrezygnowany osunąłem się w dół i oparłem się o nie plecami, i w tym samym momencie, w zamku szczęknął klucz i wrota otwarły się, a ja, biedny, wyturlałem się na korytarz, który wystrojem dorównywał dopiero co opuszczonej komnacie. Spojrzałem w górę, a moim oczom ukazał się dość nietypowy widok. Otóż po całym korytarzu biegali w te i we wte dziwni, podstarzali faceci, ubrani w takie same szaty, jakie znalazłem u siebie, a jeden z nich właśnie stał nade mną, patrząc się na mnie dziwnie, z nieskrywanym zainteresowaniem.
                    Co się gapisz idioto, człowieka na kacu nie widziałeś? Lepiej pomóż mi wstać! - wymamrotałem zachrypniętym, jakby nie moim głosem, suchym jak pergamin, usiłując ponownie doprowadzić się do pozycji pionowej. Tajemniczy mężczyzna oczywiście nawet się nie ruszył, tylko robił się coraz bardziej czerwony.- Co jest z tobą?
Rozejrzałem się w około. Niewiedzieć czemu, moja osoba budziła wśród tych dziwaków niemałe zainteresowanie, a wokół mnie zbierała się coraz większa ich grupka, wgapiająca we mnie swoje gały, szepcząc coś między sobą. W jednej chwili pożałowałem, że w ogóle wyszedłem z tej celi, chodź na samo wspomnienie o czekającym mnie tak koszmarze kręciło mi się w głowie, jednak nawet gdybym chciał tam powrócić, wejście zatarasował mi już wciąż powiększający się tłum. Przybrałem pozycję obronną, starając się nie okazywać po sobie narastającego we mnie przerażenia. Zacząłem się całkiem poważnie zastanawiać, czy nie mam halucynacji. W końcu któryś z nich, chyba jakiś guru czy coś, bo woził się wyjątkowo ważnie, i jako jedyny z nich nosił obuwie (jeżeli można tak nazwać rozklekotane, ledwo trzymające się na jego nogach sandałki) wystąpił przed wszystkich i powiedział:
                    Bracie Jeremiaszu! Pozwoli brat, że zaprowadzę go do skrzydła szpitalnego, bo jak widzę, nie najlepiej się dziś braciszek czuje...
                    Co kurwa? Sam się lecz, chuju! Nie dotykaj mnie, człowieku! - po sali przeszedł szmer zdziwienia pomieszanego z oburzeniem. Czyżby ten palant pomylił mnie z kimś ze swoich?
                    Dość tego! Nikt nie będzie się w ten sposób wyrażał w Domu Bożym! Odejdź demonie, i zostaw nas, i tego biednego Syna Człowieczego! Exorcizamus te, omnis immundus spiritus, omnis satanica potestas...
                    Co ty pieprzysz, człowieku?! A co do twojej propozycji, to bardzo chętnie sobie stąd pójdę, gdyby tylko ktoś mógłby mi łaskawie wskazać drogę do wyjścia, byłbym wdzięczny.
Niestety, mimo danej mi oferty, nikt jakoś nie kwapił się aby mi pomóc, wszyscy zachowywali się raczej, jakby bali się w ogóle mieć cokolwiek ze mną do czynienia. Skoro tak, nie zamierzałem czekać na dalszy rozwój wypadków i postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Rozepchnąłem tłum w miejscu, gdzie było troche rzadziej i zacząłem się oddalać, jednak nie dane mi było przejść nawet paru kroków, gdy potknąłem się o własne nogi i ponownie wylądowałem na ziemi. Za plecami usłyszałem donośny ryk ich wodza: "ZA NIIIIIIIIIIIM!!!" po czym całe stado pognało w dzikim szale w moim kierunku. Paru z nich, nie wiem jakim cudem, dzierżyło w rękach motyki, a jeden wymachiwał patelnią. Jak na średnię wieku koło 70-ątki mieli całkiem niezłą kondycję, bo zanim zdążyłem się pozbierać, już byli przy mnie. Ostatnie, co zdążyłem zauważyć, to lecący w moją stronę garnek, który jednak całe szczęście nie trafił, a jedynie potoczył się po podłodze. Zerknąłem na niego i to, co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach, bowiem zamiast mojej twarzy, w odbiciu ukazał mi sie jakiś stary, zgrzybiały facet z krzaczastymi brwiami. Czułem, że zbiera mi się na mdłości. Nie zdążyłem nawet pomyśleć, co do cholery właściwie się dzieje, i jak to wszystko jest możliwe, gdy poczułem silne uderzenie z tyłu głowy. To jeden z tych morderczych księżulków zdzielił mnie w łeb patelnią. Zamroczony i zrezygnowany osunąłem się w ciemność....

Serdecznie prosimy o komentarze!;3
~Żul

----------------------------------------------

Tak, tu jest Doboszunio, jakby co to nie wiem jak to się tu znalazło. Wszystkiego się wyprę! xD
~Draconis, która ma olbrzymi talent to kompromitowania się ;P




13 komentarzy:

  1. Oh God...to jest...jak zwykle ZAJEBISTE!!! Nie wiem, skąd wy bierzecie takie pomysły, ale tak trzymać ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. My same nie wiemy xD To chyba przez tą telewizję xP I dziękujemy za takie miłe słowa ;>
    ~ Draconis

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany boskie, leżę i kwiczę XDDDDDDDDD
    Do tego dedykowany rozdział dla mej osoby - czuję orgazm *.*
    " Bosko, nie dość, że miłośniczka zimnych, ciasnych, wilgotnych przestrzeni, to jeszcze fanatyczka religijna. Brakowało tylko, żeby była Azjatką." - UMIERAM, UMIERAM XDDDDDDD
    Za dużo iks de, dorwie Was Duch Szatany, czyli mój duch i Wam... Przyjebie patelnią w łeb. No bo czemu nie? Skoro jesteśmy przy temacie wyposażenia kuchni i dzikich zakonników, to warto o tym wspomnieć. Co ja piszę? >.<
    PS. Doboszunio, fajny koleś. Niech się podzieli jedzeniem ;__; Przekażcie, że bardzo go lubię :D

    Keep on rockin' i zaraz będziecie w 'polecanych' u mnie \m/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahhahaha kłaniamy nie nisko <3 Świetnie, że się podoba, doczekacie się jeszcze 2 kolegów ;> Czujemy się zaszczycone i tym razem naprawde ;D Pozdrowię Doboszunia jak go spotkam na Bon Jovi (o ile) czyli w czerwcu ^^. Peace and love xD
    ~ Draconis

    OdpowiedzUsuń
  5. AAAAA...jako wasza napalona psychofanka muszę was chwalić. a więc powiem tak: ZAJEBIŚCIE ;> piszcie dalej i wgl love love love <3

    OdpowiedzUsuń
  6. LEŻE ZE ŚMIECHU HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHAHHAHAHAHAHAHAH xDD
    Uwielbiam wasz sposób pisania, bardzo oryginalny blog :DD Piszcie dalej :DD Zajebiste macie pomysły. Zakochałam się hhahahahahahahahhahaahah xD A teraz idę do łazienki po chusteczki, bo czymś trzeba otrzeć łzy śmiechu, nie? :DD
    I PROOOSZĘ WYŁĄCZCIE INDENTYFIKACJE OBRAZKOWĄ!! ;_; Możecie nawet nie wiedzieć że ją macie, ale na tym między innymi się traci komentarze bo nikomu się nie chce z tym siłować .-.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahahha bardzo dziękujemy i cieszymy się, że komuś wię podoba ;> A pisać będziemy, oczywiście, bo pomysłów, a szczególnie tych głupich nam nie brakuje i właśnie się zastanawiamy jak je tu wszystkie zawrzemy xD Ty pisz lepiej i dodaj nową notkę u sb, a nie :D
      ~ Draconis

      Usuń
  7. Pojebane. Mózg rozjebany.
    PODOBA MI SIĘ

    OdpowiedzUsuń
  8. Hahahahahha! Zabawa na dziś: Zgadnij kto zamienił się ciałem z mnichem xD
    Izzy? Albo Slash? Bo czuję, że Steven jako domniemany sprawca całego zamieszania zostanie na deserek, albo wcale nie będzie w nic zamieniony i wszystkich uratuje, dając im zdrowego łyka wódki xD

    OdpowiedzUsuń
  9. HAHAHAHAHAHA, WTFFF WYTYFYFFYFYFYFYFYFYFYFY ;____; MIŁOŚĆ <3
    Ja myślę, że to Slash D: To myślenie pasuje mi do Slasha, ale jako, że w zgadywanki jestem zajebista, pewnie nie trafiłam xD Nieważne ;__;

    MNICH XD Jebnięte no... Jebnięte! O.o
    Tyle miłości! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie schizowe. Schizowe w sensie pozytywnym xD. To był Slash? Musi być on.
    Ładny ten chłopak :).
    Lece dalej xD.

    OdpowiedzUsuń